Wspomnienie z Sycylii

W marcu tego roku minęło 5 lat mojego blogowania. W tym samym czasie kończyłam podyplomówkę z pedagogiki i wróciłam do pracy po 4 latach urlopu wychowawczego. (Pewnie dlatego też nawet przez myśl mi nie przemknęło by zrobić urodziny bloga...) 
Chyba dopiero teraz mogę powiedzieć, że z grubsza ochłonęłam po fikołku jaki wywineło w ostatnich miesiącach moje życie :)
Z jednej strony czekała mnie reorganizacja życia domowego w związku z samym powrotem do pracy, a z drugiej zmierzenie się z faktem, że moja firma została niedawno włączona w struktury korporacji i raz czy dwa razy w roku nie ominie mnie latanie samolotem (a nie uwielbiam).

Dziś pokażę Wam moje pamiątki z Sycylii, gdzie byliśmy na konferencji. 
Sycylię odwiedziłam na przełomie września i października, kiedy generalnie nadal jest ciepło, ale pogoda bywa jednak kapryśna.
Pierwszego wolnego dnia mieliśmy zorganizowaną wyprawę na Etnę - z wszelkimi udogodnieniami co do wjazdu, bo spora część współpracowników jest w wieku przedemerytalnym - tak więc autobus, potem kolejka górska, potem terenowe busy.
Na szczęście nie zwiedzaliśmy głównego krateru (za chmurami w lewym górnym rogu), a jedynie kilka mniejszych spośród ponad dwustu. Mimo że w mieście u stóp wulkanu było prawie 20 stopni, to na górze tylko 3, w dodatku okropnie wiało i zdecydowanie dobrym pomysłem było wzięcie świeżo wydzierganej czapkę. Zwykle smoje zydełkowe czapki są dość przewiewne, jednak ta z dodatkiem czarnego merynosa dała radę.



(Zainspirowałam się czapką Magdaleny Różdżki z Listów do M3.)

Z kolejnej wycieczki na Wyspy Eolskie przywiozłam sobie trochę biżuteryjnych pamiątek. Kupiłam kilka zawieszek, naszyjnik z lokalnym koralem i obsydianem oraz najprostsze kulkowe bransoletki z lokalnej lawy (oczywiście w celu przerobienia na inne projekty, bo na sznury nie sprzedawali).

Kuleczki są delikatne, matowe, aksamitne w dotyku i zupełnie nie przypominają lawy dostępnej w naszych sklepach rękodzielniczych, która podobno pochodzi z Filipin.



Wykonałam kilka par kolczyków oraz bransoletek, jednak rozeszły się błyskawicznie i nie załapały się na sesję zdjęciową.



Z zawieszek w kształcie rozgwiazdy wstepnie zrobiłam kolczyki. Niestety, swoje ważą, więc zamierzam wykombinować z nich raczej jakiś naszyjnik.



Wspomniałam o kapryśnej pogodzie jesienią - przylecieliśmy niedługo po tym jak przez Morze Śródziemne przemknął "medikan" czyli coś w rodzaju niewielkiej burzy tropikalnej czy śródziemnomorskiego cyklonu. Z kolei w trakcie wycieczki  na wyspy, pogoda się popsuła z godziny na godzinę, nasilił się wiatr i powrót statkiem był, delikatnie ujmując, dość traumatyczny. Dodatkowo, dzień po naszym wylocie było niewielkie trzęsienie ziemi w Katanii, więc było miło, ale miejscami dość stresująco...

Jak zwykle mam przynajmniej miesięczne opóźnienie w blogowaniu. Muszę popracować nd organizacją, bo nie wiem gdzie ten czas mi ucieka...





Komentarze

Często oglądane